Trzeci wywiad z Piotrem Łojkiem


Początek roku 1997 to czas nagrywania płyty "Na Krzywy Ryj". Wchodzicie do studia w poszerzonym składzie. Co prawda, współpracowaliście wcześniej z Aleksandrem Koreckim, lecz dopiero teraz mieliście nagrać z nim nowy album...

Aleksander szybko stał się nieodzownym członkiem zespołu, tak ze względu na brzmienie jego instrumentów, jak i "moc towarzyską" - co bardzo wzbogaciło występy i nagrania. Nie wyobrażam sobie naszych późniejszych płyt bez fletu czy saksofonów Alka. Jego kompozycje, poczynając od "Złodzieja samochodowego", uzupełniają teraz każdy nasz album.


Czy zdecydowałbyś się na ponowne nagranie pierwszych albumów studyjnych EG, ale tym razem z Alkiem Koreckim?

Pytanie czysto teoretyczne z rodzaju "gdyby ciocia". Nagrania, do których ucho się już zdążyło przyzwyczaić, to pewne konkretne brzmienie, klimat - i niech tak zostanie. Chociaż właściwie... wykonując stare piosenki na koncertach tak jakbyśmy nagrywali je na nowo.

"Na krzywym ryju" pojawiają się także po raz pierwszy i - jak na razie ostatni - damskie chórki. Czemu nie zdecydowaliście się na ten pomysł wcześniej?
Nigdy wcześniej ani później nie wydawało się to potrzebne. Na "Krzywym Ryju" w niektórych piosenkach były już ułożone partie chórków, tak wynikało z aranżu (piosenka tytułowa). Ale np. w "Ona jest pedałem" chórek został dołożony w studiu, przez Agnieszkę Betley, jako powtórzenie motywu saksofonu i stał się kobiecym głosem w tej jakże ważnej dyskusji. Tam gdzie możemy, śpiewamy chórki sami, co często daje groteskowy efekt (Co ty tutaj robisz).

Ten album to także muzyczne pożegnanie z Jarosławem Kopciem. Jakie były przyczyny jego odejścia? Skąd przybył do Was nowy perkusista, najbardziej zagadkowy muzyk EG, Leon Paduch?
Sekcja rytmiczna się nie kleiła, koledzy nie mogli się porozumieć. I chociaż granie Jarka, szczególnie na "Huśtawkach", ale też i na "Krzywym ryju" jest dobre, jednak zespół to nie tylko muzyka.

Jak trafił do Was Leon?
Leona spotykaliśmy już wcześniej podczas występów, albowiem jest on właścicielem firmy nagłaśniającej koncerty. W zakres działalności takiej firmy wchodzi budowa sceny, obsługa akustyczna, oświetlenie, słowem całe zaplecze techniczne. Ale Leon okazał się także perkusistą, w tamtym akurat czasie nie grającym aktywnie. Zaproponowaliśmy mu najpierw doraźne zastępstwa za Jarka, który czasami opuszczał koncerty ze względu na pracę w Warszawskiej Operze Kameralnej. Niebawem Leon dołączył do nas na stałe.

Czy po pracy w studiu nad "Co ty tutaj robisz" spodziewałeś się aż takiego sukcesu tego utworu?
To był chyba ostatni numer przyniesiony do studia, nagraliśmy go błyskawicznie, a wydawca, który dotychczas nie rozpoznawał wśród zarejestrowanych piosenek przeboju, zachwycił się nim i wybrał do promocji. My nie mieliśmy wtedy dystansu do nagranego materiału, zdaliśmy się na opinię firmy.

Na płycie znajdują się także trzy piosenki Twojego autorstwa - "Zdemolowane sklepy", "Ona jest pedałem" i "W pewnym mieście". Czy do napisania ich natchnęło Cię coś szczególnego?
"Ona jest pedałem": pomysł przyszedł po przebudzeniu. Zdanie to miało wyrażać coś, co w naturze nie może nigdy wystąpić, coś całkowicie zmyślonego. Taka też jest i cała historia - wirtualna, będąca tylko ciągiem skojarzeń w głowie narratora. Ten motyw (historii w historii) pojawił się już wcześniej w starej piosence Kuby pod tytułem "Obawa", niepublikowanej dotychczas.
"W pewnym mieście" ułożyłem tego samego dnia. Ten tekst nawiązuje do wydarzenia, jakie miało podobno miejsce w podwarszawskim Nieporęcie, tak nawet piosenka miała się nazywać ("W Nieporęcie"), ale zmieniłem, bo ta historia mogła stać się wszędzie. Opowiada o matriarchacie i łamaniu praw mężczyzn. A muzyka miała mieć w sobie coś z T-Rexu.
Natomiast "Zdemolowane sklepy" powstały po manifestacjach, jakie odbyły się w Warszawie 1 i 3 maja 1982 roku, jeszcze w stanie wojennym. Ludzie, czyli "Solidarność", wyszli wtedy na ulicę i sformowali demonstracje alternatywne do oficjalnego pochodu pierwszomajowego. Doszło do gwałtownych starć ze Zbrojnymi Odwodami Milicji Obywatelskiej (ZOMO), szczególnie 3 maja na Starym Mieście i okolicach. Oczywiście manifestacja była pokojowa, zasada nieużywania siły była podstawą działań "Solidarności", ale MSW podjęło decyzję o stosowaniu "szybkich i skutecznych działań rozpraszających" i gdy "służby porządkowe" zaczęły rozganiać tłum armatkami wodnymi i gazem łzawiącym, ludzie chwycili za płyty chodnikowe i zaczęła się walka.
Wrócę jeszcze do drugiej połowy lat 70: czasem i miejscem byłem wtedy związany z ideami wolnościowymi - chodząc do liceum im. Lelewela na warszawskim Żoliborzu czułem atmosferę zmian (Komitet Obrony Robotników /KOR/ zawiązał się po wydarzeniach w Radomiu w 1976 roku opodal placu Wilsona na Żoliborzu, w mieszkaniu Antoniego Libery). Mój stryj, Jerzy Łojek, historyk, pisał i publikował w podziemiu i za granicą na niebezpieczne wówczas tematy (agresja sowiecka 1939 r., sprawa Katynia) i poważnie nadstawiał głowę, zresztą był internowany pierwszej nocy stanu wojennego 1981 r. Idea niepodległości przenikała nas mimo ogólnego strachu i totalitaryzmu władzy. Nasz (Kuby i mój) pierwszy zespół SPIARDL powstał właśnie wtedy, a linijka Zdemolowanych sklepów "montują zamach stanu" brzmiała w oryginale "KOR, Kuroń, zamach stanu" i nawiązywała do tamtych wydarzeń.
Tekst miał być ironicznym porównaniem radykalnych metod stosowanych przez społeczeństwa podczas zamieszek np. na Bliskim Wschodzie czy Europie Zachodniej do polskiego spokojnego oporu (eskalację siły prowokowała w głównej mierze milicja - podczas opisywanych powyżej zajść odnotowano trzy ofiary śmiertelne wśród demonstrujących: po jednej w Warszawie, Szczecinie i Krakowie). Następnie piosenka poczekała ponad 10 lat i już jako trochę historyczna została zamieszczona na "Krzywym Ryju", ale ze zmienioną ostatnią zwrotką. Mówi ona o tym, jak Polacy szybko zatracają sens tego, o co walczyli i wśród zadań dnia codziennego takich jak np. konsumpcja nie pamiętają, o co im chodziło parę lat wcześniej, o co im w ogóle chodzi.

Czy "Na krzywy ryj" można potraktować jako sprzeciw wobec - mówiąc ogólnie - działań człowieka, krytykę współczesności? Słychać to wyraźnie chociażby we wspomnianych wcześniej "Zdemolowanych sklepach", "Piosence dla działacza" czy tytułowej piosence.
Jasne, że jest sprzeciw. Tyle, że w postaci obserwacji czy komentarza. Myślę, że zawsze najchętniej posługiwaliśmy się tekstem sceptycznym, kierującym się w stronę uogólnień, a nie doraźnej walki. Zjawisk podlegających krytycznej ocenie jest cała masa: od tego, co na ekranie, do tego, co w nas samych. Realia. Ktoś nawet powiedział: "rock filozoficzny", ja widzę w tym raczej obserwację socjologiczną. Ale dla wielu osób EG to zespół jajcarski, odbierany na podstawie szlagwortów, bez wgłębiania się w zawiłości tekstów i pewnie tak zostanie.

Kto stworzył scenariusz do teledysku "Co ty tutaj robisz"? Jak wspominasz pracę nad tym klipem?
To było bardzo szybkie przedsięwzięcie, jeden dzień zdjęciowy. Wszystko było dobrze przygotowane i ustawione, uwinęliśmy się raz-dwa.

Jak doszło do zaangażowania Olafa Lubaszenki do kolejnego teledysku z tej płyty, tytułowego utworu "Na krzywy ryj"?
Olafa Lubaszenkę ściągnął Kuba, może na fali filmu "Chłopaki nie płaczą". Reszta zespołu brała udział jeno w paru ujęciach nakręconych w katowickim Spodku.

Promowaliście tę płytę trasą po Polsce. Który z utworów najlepiej sprawdził się na żywo?
Mogę powiedzieć z perspektywy paru lat o piosenkach, które gramy na koncertach do dziś. Są to: "Co ty tutaj robisz", "Ona jest pedałem", czasem "Nowy rok" i "Goń swego pawia". Ale dając półtoragodzinny recital chcemy zawrzeć w nim utwory ze wszystkich płyt i tu już nie da się wcisnąć nic więcej.

Czy Wasze trasy koncertowe przypominają typowe tournee zespołów rockowych? Zdarzyło się wam kiedyś narozrabiać?
Różne pomysły przychodzą do głowy, gdy młoda krew się burzy. Z zasady jednak nie stosujemy przemocy, całą energię kierując przeciw sobie samym (środki chemiczne) lub własnym sprzętom (kąpiel gitary w Bałtyku). Kiedyś w Goczałkowicach dostaliśmy prezent: klub, w którym graliśmy, miał iść do remontu. Zaproponowaliśmy kierownictwu zdemolowanie garderoby i podjęliśmy się tego zadania.

Album jubileuszowy. Czy w związku z tym doszło do spotkania wszystkich członków tworzących przez ten czas Elektryczne Gitary? Czy podchodziłeś osobiście do Waszego jubileuszu? Było to dla Ciebie coś wielkiego czy po prostu umowna data?
Nie było świętowania, może poza paroma informacjami w mediach, kilka razy pokazaliśmy się w TV, ale to nie były jakieś szczególne obchody. Nas trochę żenują takie oficjalne sytuacje, szczególnie, że nie wiadomo, kiedy te 10 lat wypadło i czy jest w ogóle co świętować. Bardziej skupiamy się na repertuarze, a ta cała otoczka przychodzi przy okazji, bokiem.

Jak w takim razie skomentujesz wypowiedź Waszego menadżera, który stwierdził, że w 2005 r. będziecie świętować potrójnie - z okazji piętnastolecia Elektrycznych Gitar, pięćdziesiątych urodzin Alka Koreckiego i trzydziestopięciolecia jego działalności scenicznej?
Nie jestem pewien, czy podejmiemy to wyzwanie. Pomysłem byłoby takie zorganizowanie występów, żeby zaprezentować różne oblicza naszej działalności, często dość odległe od charakteru Elektrycznych Gitar. Tak więc przede wszystkim powinno się znaleźć miejsce dla dwóch składów jubilata Alka Koreckiego: "Dzikiej Świni" i "Ccm 1471", być może jakiś ślad "Dziadów Żoliborskich", choć nie wiem, czy da się połączyć wszystkie tak skrajnie odmienne zjawiska. Mówiąc o naszej wstrzemięźliwości względem świętowania myślałem o tym, aby operować konkretami, to znaczy nie eksponować samych rocznic, a raczej nowe rzeczy, jakie robimy. Tak się złożyło, że ostatnio nasi słuchacze narzekają na brak aktywności ze strony zespołu, uważam więc, iż powinniśmy skoncentrować się teraz na nowej płycie, którą przygotowujemy na koniec 2004 roku. Jeśli okaże się dobra, na pewno będziemy mieli co świętować.

Po olbrzymim sukcesie "Krzywego Ryja" przychodzi "Słodka Maska"... We wcześniejszej rozmowie stwierdziłeś, że udział w umiarkowanej sprzedaży albumu miała TVP1. Ale czy nie zawinił także Universal? Mając pod skrzydłami zespół z takimi sukcesami nie zadbał o odpowiednią reklamę...
To raczej zbieg paru okoliczności. Po pierwsze, właśnie odrzucenie teledysku przez TVP. W momencie wejścia albumu na rynek pozbawienie nas głównej armaty było zabiegiem powodującym drastyczne obniżenie skuteczności promocji. Ale też ta płyta jest z serii bardziej wyciszonych. Może nie wywarła wielkiego wrażenia, może myśmy z różnych względów nie zadbali o większe nagłośnienie? Nie winiłbym tu bardzo firmy płytowej, raczej powiedziałbym, że nie był to najlepszy czas zespołu.

Nienajlepszy czas zespołu? Nie słychać tego na płycie, jednej z najdojrzalszych nagrań Elektrycznych Gitar...
To jest mój punkt widzenia. Brakowało mi wtedy spójności w naszych działaniach. Piosenki są dojrzałe (może zbyt poważne?) i doceniam je, ale po zakończeniu nagrań nie czułem satysfakcji. Moje złe wrażenie pogłębia dołączony krążek koncertowy.

Kto decyduje o wyborze utworów promujących Wasze płyty? Czy zawsze jest to wytwórnia, czy też może sami sugerujecie konkretną piosenkę?
Decydujemy my, kiedy mamy jasność sytuacji. Czasem jednak dobrze zdać się na kogoś z boku. Zresztą firma, jako wydawca, ma głos doradczy, ale nigdy nie dochodziło na tym tle do nieporozumień.

Kontrowersyjny - przynajmniej dla TVP1 - teledysk do "Nowej Gwiazdy" był chyba Waszym największym przedsięwzięciem telewizyjnym. Rozbudowana fabuła, studio, aktorzy... Realizacja tego klipu musiała Wam chyba sprawić wiele radości.
Tak, wyjechaliśmy na kilka dni do Katowic, tam było już przygotowane studio i profesjonalna ekipa, no i Grzegorz Miecugow, który uwierzytelnił swoją osobą prawdziwość przedsięwzięcia pod nazwą "Studio Wyborcze 2000". Rzadko bierzemy udział w takich przebierankach, więc śmialiśmy się na planie jak barany.

"Nowa Gwiazda" i "Jestem odpadem atomowym" to klipy zbiorowe, ze sporą liczbą statystów. Czy możliwe jest kiedyś zaproszenie do współpracy przy teledysku wiernych fanów Waszego zespołu?
To jest pomysł! Jeżeli tylko następny klip będzie "zbiorowy".

Oglądając książeczkę dołączoną do płyt, można dojść do wniosku, że pracowałeś nad utworami bardzo starannie. Nigdy jeszcze nie wymieniałeś tak dokładnie sprzętu, którego używasz podczas nagrań w studiu...
Chciałem tylko opisać te instrumenty, dla potomności i z próżności. Aktualny opis naszego obecnego instrumentarium znajduje się na stronach www.

Słuchając obu "Słodkich masek", studyjnej i estradowej, można bez problemu dokonać podobnego podziału na Elektrycznych Gitar i podzielić was na zespół studyjny i estradowy. Piosenki z tej pierwszej maski to utwory momentami niemalże intymne, wymagające skupienia słuchacza. Na estradzie zaś wykonujecie od dłuższego czasu ten sam repertuar, dostosowany do żądz mas. Nie marzy Ci się czasem kameralny recital, na którym moglibyście zaprezentować na żywo tę drugą stronę Waszej muzyki?
Tak, to jest kwestia, którą trudno rozwiązać, by zadowolić jednocześnie siebie i publiczność. Mamy określony czas występu i staramy się zmieścić w nim przekrój naszej działalności, siłą rzeczy posiłkując się najbardziej chwytliwymi piosenkami, takie zresztą są oczekiwania. Ale oczywiście mamy potrzebę prezentowania tych innych piosenek i przy bardziej kameralnych okazjach podejmujemy takie próby.

Jaki jest Twój ulubiony utwór, wykonywany przez Was na koncertach?
Jeżeli koncert idzie dobrze, to każda piosenka "żre". Ostatnio dobrze gra się "Koniec" w wersji ska.

Czy Twoja wymarzona set lista bardzo różniłaby się od tej obecnej?
Wybór jest duży. Obecny zestaw jest wynikiem celowego doboru pod określonym kątem (przekrojowy recital) - i bardzo dobrze się sprawdza. Kiedyś w Poznaniu mieliśmy możliwość nieograniczonego przedłużenia występu. Graliśmy wtedy ze 3 godziny, bawiąc się właśnie piosenkami rzadkimi, nie wykonywanymi na codzień, i jeszcze sporo zostało.

Zdarzają się Wam występy za granicą, przed Polonią. Czy tamtejsza publiczność różni się czymś od zachowań polskich widzów?
Kiedyś (w latach 90) różniła się jeszcze. Teraz różnice się wyrównują, bardzo przyjemnie jest grać dla Polonii.

"Sobowtór" - Twój jedyny tekst na "Słodkiej Masce" może chyba zostać zinterpretowany właśnie jako rozdarcie człowieka, jego zagubienie i przymus ciągłych wyborów...
Mnie w ogóle interesuje ekologia człowieka, czyli jego miejsce w środowisku, tak w stosunku do rzeczy jak i spraw. Ukończyłem studia geologiczne, tam dużo się mówi o skali czasu i procesach, wobec których nasza cywilizacja jest maleńkim etapem. Wszyscy pochodzimy z jednego DNA i mimo, że psychika płata nam figle, to warto się na tej jedności oprzeć.

I jakie jest Twoje miejsce w środowisku?
Pomiędzy: z boku czyli pośrodku.

(2001) Rozmawiał Przemysław Zieliński