Drugi wywiad z Kubą Sienkiewiczem


Czy „Plaga” to płyta polityczna? Pytam, bo już utwór tytułowy mógłby być ironicznym podsumowaniem 4-letniego okresu rządów SLD, a z kolei „Czasy średnie” – jak sam Pan pisze - tekst powstały pod wpływem „sukcesów” politycznych Unii Wolności, w promocję której był Pan zaangażowany przez pewien czas…

„Czasy średnie” i „Plaga” ewidentnie są zaangażowane społecznie, ale cały program nie ma już takiego charakteru. Nadal jestem sympatykiem tej orientacji politycznej, która wywodzi się między innymi z postaw Jacka Kuronia, Adama Michnika, Bronisława Geremka, Tadeusza Mazowieckiego, Władysława Frasyniuka. Cieszę się jednak, że są poza parlamentem, bo obecnie polityka polska zrobiła się dość surowa (w znaczeniu – toporna).


A „Nie urosnę” może Panu narobić kłopotów. Wyraźna aluzja do niewysokiego wzrostu może nie podobać się aktualnym przywódcom politycznym.

Są duże szanse, że to właśnie ta piosenka będzie w promocji jako singiel przed nową płytą Elektrycznych Gitar.

Do Amerykańskiego indyka zainspirowało Pana amerykańskie święto. Czy aby tylko? Cała Polska hucznie obchodziła uroczystości 25-lecia Solidarności, wiele dyskusji było na temat tego, co przyszło do nas po 1989 r., sporo narzekania związanego właśnie z przekleństwem wolnego wyboru.
Właściwie nie mam nic do dodania. Widzę, że piosenka jest czytelna.

Skoro przy polityce jesteśmy, to jak Pan czuje się bez Unii Wolności i z powstałą na jej miejsce Partią Demokratyczną?
Nie podobały mi się działania z użyciem Henryki Bochniarz czy pana ministra Hausnera, ale w wyborach samorządowych pewnie znowu ich poprę.

Po eksperymentalnej Fikcji otrzymujemy teraz powrót do gitarowego grania. Skąd pomysł na taką aranżację poprzedniej płyty?
Tak samo wyszło. Skupiłem się bardziej na zawartości piosenek i interpretacji. Natomiast przy Fikcji solo miałem większą ochotę bawić się wielośladem. Może też ostatni wybór konwencji na głos i gitarę związany jest ze śledzeniem nagrań Jacka Kaczmarskiego z ostatnich 10 lat i z moją współpracą ze Zbyszkiem Łapińskim.

Kto jest dla Pana muzyczną inspiracją teraz, w XXI wieku?
Oddzieliłbym muzykę, której słucham od piosenki autorskiej, którą też sam uprawiam. Nowych bardów nie umiem wskazać wielu. Sam ciągle wracam do piosenek Waitsa i Kaczmarskiego. Lubię Jaromira Nohavicę z Czech. Ostatnio bardzo mi się podoba Andrzej Brzeski, aktor, szef DK na Bielanach w Warszawie (przy ul. Goldoniego), który w ciągu ostatnich 10 lat zaczął sam układać i śpiewać. Ma świetne piosenki, ale nie wydaje płyt. Co do prawdziwej muzyki, to jestem nieustająco fanem polskiej muzyki współczesnej. Słucham utworów Lutosławskiego, Kilara i Góreckiego w różnych wykonaniach. Wielką przyjemność sprawia mi twórczość Zygmunta Krauzego, Pawła Szymańskiego, Krzysztofa Pendereckiego i Andrzeja Panufnika. Coraz bardziej przekonuję się do Karola Szymanowskiego. Myślę, że nie na darmo Bartók był w niego tak zapatrzony.

Z jakiej perspektywy lepiej się Panu pisze – w pierwszej osobie czy też jako obserwator, narrator opowiadający o czyimś życiu, jakiejś ekscentrycznej jednostce?
Nie wiem, od czego to zależy, że raz wybieram pisanie w pierwszej osobie a innym razem w trzeciej. Pewnie temat i początek piosenki to narzuca.

Jeśli popatrzeć na przeboje Elektrycznych Gitar, to zazwyczaj są to utwory właśnie w pierwszej osobie: Jestem z miasta, Co ty tutaj robisz, Na krzywy ryj. Na Studiu szum zdecydowanie wybijał się Wyleczony, na Fikcji – Intro mogłem, teraz takim podsumowaniem płyty jest utwór Spotkać siebie.
Widocznie piosenki „od siebie” bardziej trafiają jako noszące cechy autentyczności. Utwór „Spotkać siebie” samego mnie zaskoczył, gdy był gotowy. Już go dalej nigdzie nie puszczę.

Może trochę spóźnione pytanie, ale ciekawi mnie, jaka była najlepsza wg Pana płyta 2005 roku?
Anne Sophie Mutter – „Mutter Mozart”, Deutsche Grammophon X 2005.

Czy gdyby pozycja Elektrycznych Gitar na polskiej kolorowej scenie muzycznej była mocniejsza i stabilniejsza, wydawałby Pan swoje kompozycje w Internecie?
To chyba nie ma związku. Nikt w Universalu nie robił mi problemu przy wydawaniu „Powrotu brata”. Raczej zaważyła chęć, żeby nagrywać i rozpowszechniać piosenki tak, jak to robiłem amatorsko i zupełnie samodzielnie w latach 80.

Jakie są Pana aspiracje muzyczne teraz, jakie były przedtem? Czy po sukcesie Wielkiej Radości spodziewał się Pan, że nagrania Kuby Sienkiewicza będą dostępne tylko dla grona najwierniejszych fanów?
I takie właśnie są moje aspiracje. Sukces płyt EG był nieadekwatnie nadmierny jak na moje potrzeby. Niezależnie od tego nadal będę dążył do wydania przez EG singla możliwie mocnego na rynku pop.

Jak Pan sądzi, co stało się z Waszą publicznością, publicznością Elektrycznych Gitar. Zawsze mówiło się – inteligentny, prześmiewczy, autoironiczny zespół. A teraz – cisza.
Najwięcej występów moich i EG to imprezy zamknięte dla firm. Klienci ci sami sobie nas wybierają. Zatem media swoje, a ludzie swoje - pamiętają nas i chcą się bawić przy tych piosenkach.

Do nowego sezonu koncertowego EG jeszcze trochę czasu – możemy oczekiwać zmian w setliście?
Nie wiem, co zmienić. Elektryczne Gitary występują tylko na dużych koncertach dla masowej widowni. Eksperymentowanie z nieznanymi utworami nie jest komfortowe.

Są szanse na płytę studyjną EG w tym roku?
Są duże szanse. W marcu nagrywamy następne demo. Będziemy robić kolejne wersje piosenek: „Czasy średnie”, „Intro-mogłem”, „Blowin’ In the Wind”, „Nie urosnę”, „Chicagowskie noce”.

Gdzie chciałby Kuba Sienkiewicz spotkać Kubę Sienkiewicza?
Mam takie pomieszczenie biurowo-magazynowe w zabytkowym budynku na terenie wytwórni filmowej, gdzie sobie wpadam i tam się lubię spotykać.

Rozmawiał Przemysław Zieliński